Tytuł


III Furie
3

Wydarzenia




Deszcz nagród, festiwale w Polsce i za granicą, gorące dyskusje, kontrowersje. Jedno z największych wydarzeń artystycznych ostatnich lat w polskim teatrze. Szaleńcza groteska, rozpięta pomiędzy historią a współczesnością. Skrajnie niepoprawna politycznie, obrazoburcza aż do śmieszności wizja Polski, nad którą wciąż wisi cień II wojny światowej. Teatr, który zapiera dech.

Jolanta Kowalska, Teatr: Przedstawienie rozsadza punkowa energia buntu. Prowokacyjnym gestom, wzywającym do rewizji kodu genetycznego polskości, uformowanego przez krwawe powstania i kompleksy niewoli, towarzyszy tu lista zażaleń i pretensji pod adresem rodaków, wciąż skłonnych traktować los jako fatum, usprawiedliwiające bierność i brak odpowiedzialności za własne życie. Z legnickich „III Furii” można się dowiedzieć, że nad zbiorową wyobraźnią wciąż mają władzę romantyczne duchy, po szafach straszą dawno zapomniane trupy, a upiory przeszłości w postaci fałszywych mitów i nierozliczonych win nie pozwalają zbudować normalnej egzystencji tu i teraz. Emocjami Polaków wciąż zarządzają trumny wieszczów, stawiając wyśrubowane wymagania i hodując wygórowane roszczenia i ambicje. Strofy, które dawniej mobilizowały do czynu na powstańczych barykadach, dziś każą szukać wrogów wśród swoich, budząc plemienną nienawiść wobec tych, którzy myślą inaczej.

Joanna Derkaczew, Gazeta Wyborcza: "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!” – wrzeszczą kibice. Widać, że to nie wezwanie do zgody, ale bojowy okrzyk przed atakiem. W „III Furiach” kibicami stają się na chwilę wszyscy bohaterowie. Wychodzą z ról egzekutorów AK, gospodyń domowych, pań profesorowych, ukrywających się przed Niemcami, bogów i kalek. W narodowych barwach i szalikach wyją, że wybaczają swojej reprezentacji. Ale spektakl Marcina Libera mówi o tym, że żadnego wybaczenia nie będzie. Reżyser pokazał świat, w którym samo cierpienie nie wystarczy, by „coś się od życia i historii należało”, a cudza wina nie jest usprawiedliwieniem, by dopuszczać się wobec niego świństw czy samosądów.

Magda Piekarska, Gazeta Wyborcza: "III Furie" w reżyserii Marcina Libera w legnickim Teatrze im. Modrzejewskiej to spektakl dotkliwy i bardzo potrzebny. Mówi o tym, że aby uporać się z dziedzictwem historii trzeba podjąć ryzyko porównywalne do operacji na otwartym sercu. Aktorzy wprowadzają na scenę zmienną tonację - od liryzmu, przez dramatyczne tony, po ironię i dystans. Zręcznie nimi żonglują, z wirtuozerią grając na emocjach widzów.

Anna Leksy, teatry.art.pl: Ten spektakl „wali” widza w twarz rzeczywistością. Obok „III Furii” nie da się przejść bezmyślnie. Można się z „furiackim” przesłaniem spektaklu zgadzać albo nie, ale zobaczyć go najzwyczajniej w świecie po prostu trzeba. Możliwe też, że po wyjściu z teatru, widz i tak pomyśli „swoje”. Siłą spektaklu jest jednak to, że pomyśleć musi, bo nie pomyśleć - nie może.

Łukasz Drewniak, Przekrój: Aktorzy cytują na scenie cały zestaw narodowych póz: oddają głos kibolom i kosynierom, polskim wąsatym gejowskim hydraulikom i dworcowym kurwom. Winne i niewinne ofiary wojny i komunizmu przynoszą wieńce z napisem "Polacy, nic się nie stało". Może ich ofiarność była na darmo, bycie katem jest naturalne jak oddychanie, a Polska okazuje się przechowalnią nieświadomych swych grzechów winowajców, którzy nie rozumieją, dlaczego spotkała ich kara.

Andrzej Z. Kowalczyk, Kurier Lubelski: Marcin Liber zrobił spektakl okrutny. Rozprawiający się z całą narodową mitologią. Bezlitośnie wyśmiewający polską megalomanię, obnażający hipokryzję i fobie rodaków. Ośmiesza się w nim zarówno kult bohaterszczyzny, jak i celebrowanie narodowej martyrologii. Pokazuje mechanizmy manipulowania historią i współczesnością. Chciałoby się rzec, iż wywleka na wierzch nieapetyczne bebechy narodu. Trzeba wszakże podkreślić, że reżyser nie czyni tego w imię takiej czy innej ideologii. Czystych sumień nie mają bowiem ani ci z prawej, ani z lewej; ani libertyni, ani ci w sutannach; ani konserwatyści, ani postępowcy. Wszędzie są tacy, co - mówiąc za Słowackim - "kupują serca na tandecie".

Kamil Radomski, e-teatr.pl: Dlaczego cała widownia nagradza owacjami na stojąco punkowy spektakl? Kiedy Johnny Rotten, wokalista Sex Pistols, wykrzykiwał "God save the queen, she ain't no human being", Królowa Angielska bynajmniej nie wysyłała mu listów gratulacyjnych ani nie nadała tytułu szlacheckiego. Więc czym są dzisiaj spektakle obrazoburcze, rebelianckie? "III Furie" Marcina Libera do takich się zaliczają. Legnicka premiera chce bić po twarzy, szarpać za włosy i przywracać do porządku. Pytanie brzmi: kogo? Lista grup wyśmiewanych i obrażanych jest długa. Jesteśmy przeciwko: konserwatystom, katolikom, narodowcom, Prawu i Sprawiedliwości, Platformie Obywatelskiej, antysemitom, Żydom, gejom, homofobom. Spaja nas ten wstrętny wróg. A bycie przeciwko łączy autorów i widzów... Autorzy spektaklu "III Furie" mogli wpaść w proste wyszydzanie, które niczym Madonna, nie starzeje się od kilku dziesięcioleci. Ale nie wpadli i chwała im za to!

Anna Diduch, e-teatr.pl: Twórcy spektaklu w precyzyjny sposób operują kulturowymi kliszami, czerpiąc pełnymi garściami z mitu o narodowym mesjanizmie. Jest tutaj symbolizm i surrealizm z obrazów Malczewskiego, historyczna wyrazistość połączona z podniosłością płócien Matejki oraz psychodeliczny nastrój schyłkowości uchwycony przez Wyspiańskiego w "Weselu". Poloneza tańczy się tu w rytm punkowej muzyki w konfederatkach z kosami u boku. Święci nawiedzają żywych, ale bliżej im raczej do zdystansowanych i obojętnych na ludzkie cierpienie antycznych bogów niż współczujących chrześcijan. Komentatorem wszystkich wydarzeń, wodzirejem i gwiazdorem całego widowiska jest Apollo (świetny Robert Cieluch). Z łatwością, jaką obdarzeni są tylko ludzie chorzy na schizofrenię, potrafi przeobrazić się z gospodarza telewizyjnego teleturnieju w, na przykład, Rejtana w rozchełstanej koszuli i z krwawiącą na piersiach raną.

Sabina Misakiewicz, Dzielnice Magazine: Liber swoim spektaklem potraktował nas, widzów bez ulgi. Pakował w nasze głowy, jak serią z karabinu tysiące słów, które niestety nie wylecą drugim uchem. Zespół aktorski znakomity. Rzadko spotykam tak wyrazicie stworzone kreacje. O ile cały właściwie skład zasługuje na najwyższe noty, o tyle muszę i chcę dać „dychę z gwiazdką” dwójce aktorów, którzy mnie najnormalniej w świecie sponiewierali emocjonalnie: niewiarygodna Ewa Galusińska w roli Profesorowej Markiewicz i wspaniały Rafał Cieluch – Apollo. Czapki z głów!

Katarzyna Nowaczyk, e-teatr.pl: "III Furie" Marcina Libera to upiorny seans, psychoanalityczna drama, w której miesza się narracja historyczna i współczesna. Obsesja pamięci i impregnowania narodowych mitów doprowadza do wielkiej, zbiorowej traumy. Okaleczeni przez historię są właściwie wszyscy. Nie ma znaczenia, czy jest to żona profesora, czy matka, której opieka społeczna odebrała dziecko. Wszyscy domagają się prawdy o sobie i świecie, bo żyją w ciasnej przestrzeni mitów i wyobrażeń. Jednocześnie jednak w żaden sposób nie są zdolni zmienić zastanej i zmurszałej rzeczywistości. W tym sensie Liber serwuje nam kolejne dziady polskiego sposobu pamiętania.

Joanna Wichowska, Paweł Soszyński, dwutygodnik.com: "III Furie" Libera to anty-"(A)pollonia" Krzysztofa Warlikowskiego. To właściwie "Apollo(nia)", w której Chyra-Herkules zmienia się w Cielucha-Apolla. Obaj są tricksterami, obaj aranżują trybunał. Znaczenie tej metamorfozy objawi się w pełni, gdy Apollo zajmie rolę sędziego w procesie Herkulesa (Stefana-Heraklesa Markiewicza) i jego matki. Bo w "III Furiach" Apolonia Machczyńska, odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, zmieni się w profesorową Markiewicz wydającą na świat AK-owca kata.

Henryka Wach-Malicka, Dziennik Zachodni: Przedstawienie Teatru Modrzejewskiej z Legnicy zelektryzowało widownię. Ekspresyjne, prowokacyjne i stawiające pytania, które po cichu zadaje sobie przynajmniej połowa Polaków, ale mało kto formułuje je głośno. A przy tym wszystkim, "III Furie" ani przez moment nie grzeszą publicystyczną nachalnością. To czysty teatr, z całym dobrodziejstwem umowności, zmiennością nastrojów, muzyką na żywo, która staje się jednym z bohaterów opowiadanej historii i świetnym aktorstwem, z Joanną Gonschorek i Ewą Galusińską na czele.

Julia Korus, Teatr dla Was: Siłą sprawczą i niekwestionowanym królem sceny (lub raczej jej bogiem) jest w „III Furiach” Apollo, w genialny sposób wykreowany przez Rafała Cielucha. Demoniczny konferansjer rodem ze strasznego telewizyjnego show odkrywa kolejne warstwy nic niewartych polskich ambicji, bohaterów, symboli i świętości. Stąd pomysł na patriotyczną listę przebojów, uroczystość nadania zaległego odszkodowania, koronka do serca zeusowego czy polonez jak z „Pana Tadeusza”, z tym że tańczony przez wąsatych gejów podpierających się kosami. Apollo, dzięki niezwykle precyzyjnemu ruchowi scenicznemu (gdzieś między chocholim tańcem a wytwornym walcem) i dzięki fantastycznej mimice, przyciągał i zatrzymywał na sobie uwagę śląskiej publiczności (z zazdrością myślałam jednak o telewidzach, którzy oglądając sztukę na żywo w TVP Kultura mogli przyjrzeć się brawurowej grze Cielucha naprawdę z bliska). I ten trudny do uchwycenia dźwięk, gdy Apollo swoim jedynym rekwizytem – mikrofonem – pewnym ruchem przecina powietrze!

Łukasz Kaczyński, Polska Dziennik Łódzki: To, co niewątpliwie jest największym atutem "III Furii", to przygotowanie takiej formy, w której zmiksowane mity i fobie, pretensje i wady dziwnego tworu o nazwie "Polska", stają się zarzutami nie do obrony. Liber wykrzykuje je zarówno ku dzisiejszemu widzowi, jak i w przeszłość, ku popularyzatorom romantycznego mitu-kitu "przedmurza chrześcijaństwa". Ten spektakl jest jak walenie pałką po głowie. "Pawiem narodów byłaś i papugą" - pisał o Polsce płomiennie Juliusz Słowacki. "Zakałą jesteś narodów i wrzodem ropiejącym!" - zdaje się wykrzykiwać dziś Marcin Liber swoim spektaklem.

Janusz Łastowiecki, teatry.art.pl: To sztuka, na której widzowie się uśmieją i przerażą. Nie można być pewnym swych emocji ani na chwilę. Gra z napięciem widza to atut spektaklu, choć niejednokrotnie można było się przerazić nagłymi przejściami ze spokojnego, wyciszonego dialogu do progresywnego wstrząsu muzycznego. Muzykę w spektaklu kreuje Moja Adrenalina i jest to duży atut tego spektaklu – ma wartość synkretyzującą konwencję – miesza styl nowoczesny z dawnym, wprowadza różne poziomy muzyczne po to, by wydobyć to, co wspólne na przestrzeni wieków w naszej historii. Przejście z jednej sceny do drugiej staje się przez to płynniejsze. Muzyka nie pieści uszu – wstrząsa (czasem nie sposób ucha nie zakryć), stawia świat przedstawiony w obliczu ciągłego zaburzenia, strachu i niepewności.

Agnieszka Rataj, Didaskalia: Liber montuje kolejne obrazy swojego fresku z taką szybkością, że nie pozostawia chwili na oddech. Znajduje sceniczny ekwiwalent szaleńczego rytmu stosowanego przez Chutnik. Do czasu, bo dzięki temu jeszcze mocniej wybrzmiewa oskarżycielski monolog Danuty Mutter stylizowany na Wielką Improwizację. Kolejna, po obojętnych bogach, wyższa instancja zawiodła, urzędowy wniosek o zadośćuczynienie za „krzywdy dzieci, za wojny i powstania” został odrzucony. Staje przed nami topornie ciosana, odrażająca głupotą kobieta o prymitywnej twarzy i ośmiela się śpiewać „Pieśń Oburzenia, pieśń tworzenia nowej mnie. Siła i dzielność pozwalają mi krzyczeć, stać tu prosto z rozwianymi włosami i umorusanym płaszczem wyszarpniętym spod tyłka Polski”. Mówi w imieniu wszystkich udręczonych, doprowadzonych do ostateczności kobiet. Pozostawionych samym sobie przez państwo, kościół i sąsiadów. W legnickim spektaklu to one zyskują wreszcie głos. Donośny, niepokorny, chwilami szyderczy, odwracający hierarchię wartości uznawanych za niepodważalne.

Krzysztof Kucharski, Polska Gazeta Wrocławska: Owe krzykliwe Furie to trzy autorki: Sylwia Chutnik, Magda Fertacz i Małgorzata Sikorska-Miszczuk. Co zrobiły? Straszne rzeczy! Rozdrapują nasze najbardziej polskie geny. Masakra. To wszystko jest przez reżysera Marcina Libera sprytnie oprawione w lekko groteskowo-kabaretową nutę. Ryczymy chwilami ze śmiechu, ale też wstydzimy się, że jesteśmy takimi Polakami. Wstydzimy się za wszystkich, bo na zewnątrz my razem taki obraz Polaka stwarzamy. I nie ma znaczenia, czy każdy z nas z osobna dokładnie jest taki sam, bo nikt, kto na nas patrzy z boku, nie zwraca uwagi na szczegóły. Te wszystkie martyrologie, wieńce, znicze, krzyże, ordery, relikwie, sztandary, egzekucje za ojczyznę, bohaterskie czyny, rany i traumy, fatum historii, zdrady i zaprzaństwa - irytują swoją bezmyślnością w patriotycznym zacięciu.

Grzegorz Żurawiński, Legnicka Gazeta Teatralna @KT: III Furie” to - momentami wręcz obrazoburcze - oskarżenie Polski budowanej na cmentarzach, która nie może przerwać chocholego tańca na grobach i sławienia poległych kosztem żywych. To rozpaczliwy i wściekły w formie, apel o Polskę normalną, w której matki rodzić będą synów, a nie żołnierzy kolejnych powstań, bitew i wojen, w której gojenie się ran będzie ważniejsze, niż ich rozdrapywanie, w której w końcu przestaną śpiewać Syreny Wojny (np. ulubiony kawałek, czyli "Hej chłopcy, bagnet na broń") i wyć rocznicowe syreny. „Uważajcie, co czytacie swoim dzieciom przed snem” – taka przestroga padnie ze sceny w finale przedstawienia. Od siebie dodam jeszcze jedną - to spektakl trudny do przełknięcia dla osób nadwrażliwych na symbolikę narodową i religijną. Zwłaszcza dla strażników dogmatów i klisz, z których Polska budowana jest od dwóch stuleci.

Carlos Pacheco, La Nación (Bueonos Aires): W „III Furiach” Polacy z zespołu Teatru Modrzejewskiej pokazali wielką witalność w dyskusji o swoim kraju. Dramat stworzony w przymierzu teatru, performance i muzyki dowodzi nie tylko skali polskich cierpień, ale nadal nie zamkniętych ran z tym związanych. 

Proponujemy również


Uwaga! Czas sesji koszyka wkrótce wygaśnie!
pozostało czasu:
00:00

pozycji w koszyku

suma:


Czas sesji upłynął. Aby dokonać zakupu biletów należy je ponownie dodać do koszyka.